teamLab Borderless (Tokio)- Najfajniejsze muzeum sztuki współczesnej w jakim byłam

teamlab borderless

10 tys. metrów kwadratowych kolorowego, nieustannie zmieniającego się świata wypełnionego artystycznymi ekspozycjami. Wchodząc tutaj nie tylko oglądasz sztukę, ale stajesz się jej istotną częścią.


Ewenement na skalę światową

teamLab to kolektyw artystyczny skupiający w sobie specjalistów z branży technologicznej, designu i nauki. Ich celem jest poszukiwanie nowej relacji pomiędzy ludźmi, a światem i zapewnienie odwiedzającym niespotykanej dotąd immersji.

Sala z „wodospadem”

Owocem prac kolektywu są muzea sztuki współczesnej w kilku miejscach na świecie. Część z nich, tak jak Borderless w Tokio ma charakter wystawy stałej, część zaś otwarta jest tylko przez określony czas np. wystawa w Singapurze kończy się w kwietniu 2020 roku. Warto sprawdzić, czy w miejscach, do których jedziecie nie ma przypadkiem takowej ekspozycji.

Jeżeli lepiej działają na Was liczby, niż obrazy, dodam, że w ciągu pierwszego roku działalności Borderless w Tokio (czyli od marca 2018 roku do marca 2019 r.) to muzeum odwiedziło 2,3 mln gości. To więcej niż muzeum Van Gogha w Amsterdamie (2,16 mln) czy muzeum Salvadora Dali w Figueres (1,10 mln)!


Ile kosztuje wstęp do teamLab Borderless i na co trzeba się przygotować?

Ceny nie są straszne, ale jeżeli wybieracie się całą rodziną, to zrobi się niezła sumka. Za osobę dorosłą (powyżej 15 roku życia) należy zapłacić 3200 jenów (ok. 113 zł). Młodsi dostaną bilet za 1000 jenów (ok. 35 zł).

Bilety KONIECZNIE zamówcie przez internet, ponieważ choć da się je również kupić na miejscu, to może się okazać, że na dany dzień będą już one wyprzedane.

Po drugie przyjdźcie jak najwcześniej rano, bo inaczej, tak jak my, będziecie musieli odstać swoje w kolejce. I mówię tu o osobach z zakupionymi już biletami. My spędziliśmy w tym ogonku dokładnie 55 minut i choć jest to i tak krócej niż czeka się na wjazd na wieżę Eiffela, to chyba nie muszę wyjaśniać, że poczucie straty czasu jest ogromne, nie wspominając już o bólu nóg ;-). Jak widzicie kolejka jest na dworze, zatem w deszczowy dzień może być jeszcze bardziej nieprzyjemnie.

teamlab borderless
Pierwszy pokój, do którego trafiliśmy wypełniony był kwiatami (Forest of Flowers)

W środku są szafki (płatne, a jakże), w których można zostawić plecaki, kurtki i parasole, a także statywy i gimbale (z nimi Was i tak nie wpuszczą). Polecam zabrać ze sobą jedynie aparat/telefon oraz butelkę z piciem.

Na muzeum przeznaczcie minimum 3 godziny, nie wliczając kolejki początkowej. Bo w środku również należy swoje odczekać. Raz, że wnętrze skrywa naprawdę sporo ludzi i każdy z odwiedzających chce zrobić sobie nie jedno, ale dziesięć selfie na tle każdej ściany i trzeba się naczekać na kawałek wolnej przestrzeni, a dwa, do kilku ekspozycji są specjalne kolejki. Takie po 30-60 minut! Tak więc rozumiecie, wygodne obuwie i dużo cierpliwości to podstawa.


Co można zobaczyć w teamLab Borderless?

teamlab borderless
Forest of Flowers

Gdyby nie było tu prądu zobaczylibyście tylko czarne ściany. Niemal wszystkie ekspozycje pozbawione są fizycznych obiektów. Cała magia pochodzi z projektorów, które wyświetlają animowane obrazy na każdej powierzchni – w tym i na Was samych. Akompaniuje im oczywiście odpowiednio dobrana muzyka.

Muzeum podzielone jest na kilka stref. Nie obowiązuje tu żaden kierunek zwiedzania. Mało tego, gości zachęca się do wracania do sal, w których już byli z uwagi na dynamicznie zmieniające się kompozycje. Nie są to jednak spektakularne zmiany, a raczej bardzo delikatne np. inny rodzaj lub kolor kwiatów.

Sekretny pokój z laserami

Poza ekspozycjami, których na pewno nie przegapicie, należy się dokładnie rozglądać po wszystkich odnogach korytarzy. Warto zaglądać w każdy kąt, ponieważ specjalnie ukryto tu pomieszczenia skrywające dodatkowe atrakcje. Jedną z nich był na przykład pokój wypełniony lustrami, w którym odbywał się pokaz laserów tańczących w rytm muzyki! Frajda ze znalezienia takiego bonusowego pomieszczenia jest ogromna.

Sala z wodospadem

Niemal wszystko robi tu ogromne wrażenie. Byliśmy urzeczeni wysokim pokojem z wodospadem. Jego podłoga unosiła się pod kątem imitując skałę, a ze ścian spływała świetlana woda (w późniejszej odmianie kwiaty). W połączeniu z szumem i relaksacyjną muzyką, było to faktycznie miejsce, w którym dało się zrelaksować pomimo wielu ludzi obok.

Kolejnym, niesamowicie przepięknym pokojem był Forest of Lamps, czyli na oko 30 metrowy sześcian pokryty lustrami, w którego środku umieszczono setki latarenek zmieniających kolor. Tu właśnie czekaliśmy najdłużej, ponad 40 minut, natomiast samo zwiedzanie ograniczone było zaledwie do 2 minut! Żałuję ogromnie, że nie zdołałam zrobić większej liczby zdjęć, bo czułam się w tym miejscu magicznie i wolałabym zostać znacznie dłużej.

Forest of Lamps

Oglądaliście „Księżniczkę Mononoke”? Jeżeli pamiętacie jak wyglądały kodamy, duszki lasu, to prawdopodobnie też Wam się spodoba sala o nazwie Memory of Topography. Imituje ona właśnie las, porośnięty małymi, białymi „grzybkami”, przez które należy się przedzierać. Dookoła zaś fruwają wirtualne płatki sakury i różne światełka. Coś fenomenalnego.

Crystal World to taki przystanek must have dla Instagramerów. Wyobraźcie sobie zwisające od sufitu do podłogi ledowe sznurki, które oczywiście także zmieniają kolor. Kryształowy labirynt to czysta forma i dużo elegancji.

Crystal World

Są tu też hologramy samurajów, morskie fale, pokoje z wirującymi światłami, od których szaleje błędnik, duża hala do skakania, kolorowe balony, a nawet pokój do rysowania, gdzie zeskanowane prace stają się częścią instalacji.

team lab borderless

Uwierzcie mi, że zdjęcia nawet w połowie nie oddają emocji, których się tam doświadcza. To jest miejsce, które rekomenduję wszystkim osobom przebywającym choć na parę dni w Tokio. Mam nadzieję, że dane mi będzie jeszcze zobaczyć inne teamLaby w pozostałych miastach.


Sprawdź także, co poza teamLab Borderless warto zobaczyć na Odaibie.

Sylwia

Artykuł napisany przez Sylwia

„Nie byłam wszędzie, ale wszędzie na pewno jest na mojej liście”. Chcę zmienić swoje życie tak, by nie żałować straconego czasu i mieć odwagę podążać drogą, która wiedzie w przód i w przód. A dokąd potem? Rzec nie mogę :-). Pracuję zdalnie w branży dziennikarskiej i przerzuciłam się z fotografowania ciężką lustrzanką na smartfon. Po godzinach prowadzę też bloga o grach planszowych i wideo (DamaGier.pl).